Zapomniane „pamiątki” z dna Bałtyku.
Opublikowano: 29-04-2010
Bałtyk to morze śródlądowe i jedynie poprzez Morze Północne łączy się z Atlantykiem przez wąskie cieśniny duńskie. W związku z powyższym wymiana wody następuje bardzo powoli. Bałtyk z biegiem lat ulega coraz większemu zanieczyszczeniu. Do naszego morza trafiają ścieki komunalne, zanieczyszczenia przemysłowe, nawozy chemiczne, pestycydy i herbicydy, detergenty, miliony litrów ścieków ze statków pasażerskich (chociaż, zgodnie z prawem, powinny trafiać do portowych oczyszczalni). Plaże przypominają wysypiska śmieci czy gigantyczne popielniczki. Bałtyk jest zanieczyszczony i zagrożony także z innych powodów. Chyba najważniejszym problemem jest skażenie wód związkami chemicznymi z zatopionych arsenałów broni. Do dziś tak naprawdę nie wiadomo, ile broni chemicznej i odpadów radioaktywnych leży na dnie Bałtyku. Ostatnio opinią publiczną wstrząsnął program publicystyczny wyemitowany przez szwedzką SVT. Według zebranych informacji, rosyjscy wojskowi wycofując się z łotewskiej bazy morskiej Karosta pod Lipawą w latach 1989-92, pod osłoną nocy zatopili w szwedzkiej strefie ekonomicznej na wschód od wyspy Gotlandii zbiorniki z chemicznymi środkami bojowymi oraz radioaktywne odpady. Informację ujawnił Donald Forsberg eks-szpieg wojskowy. Jego zdaniem, na temat wrzuconych do Morza Bałtyckiego chemicznych materiałów, istniały trzy ściśle tajne raporty. Pikanterii dodaje fakt, iż wiedziała o tym szefowa szwedzkiej dyplomacji i jej otoczenie już dziesięć lat temu. Sprawa jednak umarła śmiercią naturalną gdy oceniono, że przedsięwzięcie będzie wymagało zbyt dużych nakładów w sytuacji, gdy nie znano lokalizacji odpadów. Po upadku Związku Radzieckiego, oddziały wojsk radzieckich musiały w dość krótkim czasie opuścić wiele nadbałtyckich baz. Powstał problem z ogromną ilością materiałów wojennych, na które nie było miejsca do przechowywania ich w Rosji. Brakowało oczywiście pieniędzy i odpowiednich środków transportu. Prawdę mówiąc problem radzieckich odpadów zrodził się już w czasach czterdziestych ubiegłego stulecia. W ciągu kilkudziesięciu lat Rosjanie „utylizowali" bron chemiczną gdzie popadnie. Okręty choćby z powodu sztormowej pogody nie zawsze docierały na planowane miejsca zrzutu i pozbywały się ładunku po drodze. Wrzucane do wody bomby, pociski, miny, beczki i kontenery dryfowały. W chwili obecnej trwają prace nad budową Gazociągu Północnego. Istnieje więc ryzyko, że toksyczne odpady zostaną naruszone, co może skutkować katastrofą ekologiczną. Na razie konsorcjum budujące gazociąg zadeklarowało, że będzie omijać obszary potencjalnie niebezpieczne. Moskwa oczywiście stanowczo zaprzecza wszelkim stawianym zarzutom. „To jest kompletna bzdura i prowokacja, propagowana na szczeblu międzynarodowym" - powiedział admirał Władimir Jegorow, dowódca floty bałtyckiej od 1991 do 2000 roku.

< PoprzedniaNastępna >